Była to sikorka…
Poezja

Było to we środę tego listopada,
Mróz chwycił i śnieżek powoli już pada
Wnuczka woła, Dziadku ! Ptaszek siadł na daszek.
Odlecieć nie może, w śniegu został ptaszek.
Daszek nad garażem stosunkowo nisko
A drabina stała koło domu blisko.
Nie wiem co się stało tej ślicznej ptaszynie,
Gdyby tam została to na pewno zginie.
Szepnąłem: Franciszku, niechże nie ucieka,
Bo tutaj na pewno rana nie doczeka.
Była to sikorka pięknie wybarwiona,
Delikatnie swoje wyciągnąłem ramiona
i ująłem w dłonie prześliczną ptaszynę,
Chuchnąłem leciutko, tęgą miałem minę.
Wniosłem do piwnicy bo tam ciepło było,
w drugim pomieszczeniu w piecu się paliło.
Położyłem ptaszka, ziarnka wysypałem,
Poszedłem się modlić, obraz w domu miałem.
Obraz co nawiedza to nasze Podlesie,
Jezus Miłosierny radość sercom niesie.
Idąc na Roraty światło zaświeciłem,
Już w lepszej kondycji ptaszka zobaczyłem.
Wracając z kościoła, patrzę ptaszka nie ma.
Zerkam, a on z góry już na mnie spoziera.
Powiedziałem, dobrze, teraz spać pójdziemy.
Rano o sikorce więcej się dowiemy.
Po rannym pacierzu okno otworzyłem,
Na śliczną ptaszynę z zachwytem patrzyłem.
Skrzydełkami śliczna przez chwilę trzepała
I na parapecie wnet wylądowała.
Lecz o dziw, że zaraz wnet nie odleciała,
Skacząc po listewce chyba dziękowała.
Po chwili w otwarte okno wskoczyła
I tak odleciała sikoreczka miła.
Szepnąłem: Franciszku daj jej zimę przeżyć,
I pomyśleć jak tu w Opatrzność nie wierzyć.
(30 listopada 2016 )
Kazimierz Żmuda